Tak akceptuje- sam ma córkę z byłą partnerką. Kiedyś nie mogliśmy być razem, bo był z nią w związku. Już pare miesięcy nie są razem. Odkąd go poznałam to rozumieliśmy się bardzo- każde z nas przeżyło to samo... Oboje kiedyś chcieliśmy (oczywiście jak się nie znaliśmy) skończyć z życiem, to była trudna walka, ale już jest ok. On podtrzymuje mnie na duchu, a ja jego- zawsze sobie doradzamy, rozmawiamy o wszystkim! Nawet jak się kiedyś spotykaliśmy to rozmowy tez były o wszystkim.
Czy chciałabym spędzić życie ze swoim? Często snułam plany na przyszłość- wspólny dom, wychowywanie córki... Ale On w ogóle nie jest odpowiedzialny, ciągle zachowuje się jak dziecko, istny syf robi, a ja chodzę i sprzątam po nim- często już z nerwów nie wytrzymuję. Ma 26 lat, a często się zastanawiam że chyba się zatrzymał w rozwoju na 5 latach...
Naprawdę mi z nim ciężko, ale teraz jeślibym zadecydowała że chcę odejść to tak naprawdę miałabym dużo papierkowej roboty- nie dość, że siedziałby na mnie są (pewnie chciałby córkę- chociażby dlatego, że niby jest dobrym tatusiem, a czasu i tak dla niej nie ma), do tego siedzi na mnie PCPR, uczę się i w ogóle ciężko by się przestawić psychicznie. A też tak żyć nie chcę... Ciągle rozmyślam co dalej... W końcu decyzję musze jakąś podjąć... Ciągle się boję... Czego? Sama nie wiem... Widocznie taka już jestem... Aj, musze w końcu się wziąć w garść.