Tam, gdzie rodziłam, okazało się, ze jest wolna bezpłatna sala jednoosobowa, bo kobiety nie chcą leżeć same - bardzo mnie to zdziwiło. Mąż zapłacił mi za salę jednoosobową, bo miała łazienkę i kibelek zaraz za drzwiami, żebym nie musiała biegać po korytarzu.
Cały czas miałam maluszka ze sobą. Nikt mi nie łaził, mogłam odpocząć i zajmować się dzieckiem na spokojnie. Zapalałam światło i wietrzyłam, kiedy chciałam i nikogo nie musiałam pytać.
Widziałam jak na salach 2-3 osobowych dziewczyny kisiły się i otwierały tylko drzwi na korytarz, żeby rzekomo nie zawiało noworodka - jakiś koszmar. Za nic nigdy nie chciałabym leżeć z kimś na sali po porodzie.