Nie miałam kontaktu, ale kolezanka z pracy miała salmonelle, zrobila nalesniki z serem i dala zoltko do sera (ja nie daje nigdy), i nie przysmazyła ich dosc mocno, a moze jadla bez smazenia i wyladowala w szpitalu i ona i jej rodzice, natomiast corka nie jadla wiec jej sie udalo, a mąż podobno cos procentowego popil i pewnie mu sie udalo tym sposobem zabic te zarazki. W kazdym razie przyjezdzala do domu pani z sanepidu, i potem musieli za 2-3 tygodnie powtorzyc badanie. Wyszlo ok. Druga kolezanka była na jakims leciu parafii i impreza była potem w sali domu strazaka jakies takie jedzenie gotowane przez panie z rady parafialnej. i zaraziła sie salmonella z galaretek drobiowych. i tez sanepid przyjezdzal do wszystkich zarazonych, potem robili badania powtorne, ksiądz miał jakies nieprzyjemnosci.
Moja mama jest kucharką w przedszkolu i na szczescie nigdy nie miała takich zdarzen, ale jest bardzo wyczulona na takie rzeczy higieniczne, zresztą sanepid regularnie przyjezdza na kontrole, jest zawsze ok. Ale np w przedszkolu jajka kupoine muszą byc zaraz wyparzone, nie moze byc wytlaczanki z jajek w przedszkolu zaraz musi byc wyrzucona. Ja tez jestem uczulona na takie rzeczy, a bron boze robic serniki na zimno z surowymi jajkami, czy masy na parze, wszystko ma byc upieczone lub ugotowane.