Słuchajcie, dałam mu zieloną koszulkę, wspomnianą bluzę, zielone spodnie rurki, zielone były nawet skarpetki. Obcięłam ogon od starego dinozaura i doczepiłam do bluzy, a buzię pomalowałam na zielono z czarnymi konturami oczu i czarnym noskiem (świetne kredki do malowania twarzy kupione w Smyku za 7,99).
Ubrałam, pomalowałam, a on nagle (przypominam 7 rano, ja na 7:30 do pracy): mamo, już nie chcę być smokiem, chcę być Mateuszkiem....
Ręce opadają, ale poszedł jako smok :D - rękawiczki świetny pomysł, ale synek miał być przebrany cały dzień i nie wytrzymałby tyle :)