Pierwszy poród - sam żle wspominam-szczególnie lekarza, który "pomagał" przyjść na świat mojemu synkowi, ale opieka pielęgniarek i położnych była bardzo pomocna, do niczego nie zmuszały, wykąpały mi dziecko, pomogły wstać i dojść do łazienki, dopytywały się w czym pomóc, instruowały, ale grzecznie i spokojnie.
Co do drugiego porodu- inny szpital - opieka na porodówce na bardzo wysokim poziomie, nawet masaże, udzielano wszelkich informacji co będzie się za chwilę działo, co będzie później, jak będzie to wyglądało na sali poporodowej, czego się mogę tam spodziewać, itp.
Ale jak trafiłam na blok poporodowy - sale 3 osobowe, personel niemiły a nawet niegrzeczny. Zaczynająć od salowej(potrafiła przychodzić między 22-01 w nocy żeby posprzątać śmietniki i zabrać naczynia łomocząc szczotką i waląć wiadrem o ściany i drzwi, wybudzająć nas i dzieci ze snu) a kończąc na lekarzach chodzących po obchodach (warcząco udzielali odpowiedzi na zadane pytania, albo w ogóle nas ignorowano, traktowano jak przedmioty).
Dopiero jak wychodziłam do domu pojawił się młody lekarz z całkowicie innym podejściem do pacjentek i pozostałego personelu.
Tak się nawet zastanawiałam później, czy z upływem czasu pracy i stażu na tym oddziale to lekarze stają się bardziej maszynami i tracą swoje człowieczeństwo?