Ja niestety nie miałam wyboru. Chciałam nie dawać smoka, ale plany swoją drogą, a rzeczywistość swoją. Córka musiała leżeć pod lampami w szpitalu, bo miała stwierdzoną żółtaczkę. Pielęgniarki powiedziały, że akurat ten typ bez smoka nie da rady, bo wciąż płacze i krzyczy, a musi poleżeć, żeby przeszło. Kupiliśmy i od razu spokojniej. Nie rozumiem 3 latków biegających ze smoczkiem, ale każde dziecko jest inne, więc i tak można. A odstawianie jest zależne raczej od silnej woli rodziców, bo na początku jest ciężko, ale dziecko szybko zapomina ;) Poza tym wydaje mi się, że lepiej, żeby dziecko miało smoka, którego można potem wyrzucić niż odzwyczajać je od ssania palca, który jest zawsze w zasięgu buźki.