Masakra! Małego wkładam do bujako-fotelika jak tylko zaczai że coś robię to staje się marudny jęczy a później zaczyna płakać. Chce być cały czas w centrum uwagi. Jak mąż jest w pracy to zdarza mi się ignorować jego zachowanie ale jak zaczyna płakać to mięknę i wiosenne porządki idą w niwecz. Potem jeśli zaśnie jestem tak zmęczona że też idę spać. I znów mija kolejny dzień nie osiągniętych zamierzeń. Jako tako ogarniam dom robiąc porządki ,,po macoszemu". U mnie armagedon znajduje się w szufladach z ubraniami, firanami, ręcznikami. Zastanawiam się gdzie te czasy kiedy był w domu ład i porządek, one zniknęły bezpowrotnie. Denerwuje mnie ten syf w szafkach ale pod wpływem nieustannego zmęczenia odpuszczam sobie te porządki. Synek w nocy daje mi popalić z tond to zmęczenie. Jak bym była wypoczęta i wyspana to sprzątanie nie stanowiło by dla mnie problemu. Nie lubię też jak moja praca jest wciąż przerywana przez np. przewijanie, karmienie, spacer, gotowanie obiadu, dzwonek do drzwi, pójście do sklepu, piwnicy, zabawę. Gubię się jak muszę znów wszystko zacząć sprzątać od nowa. Podsumowując w ogóle sobie nie radzę z tymi dużymi porządkami wiosennymi. Na samą myśl o nich dostaję gęsiej skórki.