Mój syn jest ssakiem doskonałym od pierwszej doby. Zdarzyło mu się mnie przygryźć po raz pierwszy, gdy pojawił się pierwszy górny ząbek.
Zawsze reagowałam tak samo, czyli robiłam aferę. Krzyczałam auuu, wyrywałam mu pierś z buzi (oczywiście rozwierając mu usta palcem, żeby się nie zranić) i przestawałam karmić. Mały zawsze się przestraszył, patrzył na mnie zdziwiony, a potem zaczynał płakać i znowu zerkał. Najczęściej znowu chciał dostać pierś, więc mu dawałam.
Dzięki takiemu zdecydowanemu postępowaniu, gryzienie
zdarzało się może ze 2 razy na tydzień przez jakieś 6 tygodni i powtórzyło się znowu na krótko, gdy wykluł się obie górne dwójki.
Nigdy potem już nie zdarzyło mu się mnie ugryź, więc kontynuujemy karmienie z satysfakcją dla nas obojga. Jakoś nigdy nie lubiłam się poświęcać dla bliżej nieokreślonej idei i nie widzę powodu, by milczeć, gdy dziecko robi nam krzywdę. Nawet taki maluch bez problemu rozumie przyczynę i skutek, tylko trzeba mu to zakomunikować w sposób jaskrawy i konsekwentny.